Odszedł olimpijczyk Józef Szymański

Opublikowany przez

W środę (24.08) niemal w samo południe zmarł w wieku ponad 90 lat Józef Szymański. Był ostatnim ze słynnej czwórki sądeckich olimpijczyków-bobsleistów z Cortina d’Ampezzo (1956) i członek ekipy technicznej na igrzyskach w Innsbrucku (1964), 12-krotny mistrz Polski. Człowiek niezwykle życzliwy innym zawsze uśmiechnięty i skory do żartów.

Urodził się 31 stycznia 1926 r. w Besku k. Sanoka, podczas okupacji niemieckiej został wywieziony do obozu pracy przymusowej w Berlinie. Z wykształcenia był mechanikiem samochodowym, ale tak naprawdę wielkim miłośnikiem motocykli.
Kiedy się z nim spotykało zawsze wracały wspomnienia z lat młodości, wielkich chwil sportu. W „Panoramie sportu sądeckiego” (2016) czytamy m.in:
– Mieliśmy na sobie czarne skafandry i spodnie, czerwone czapeczki. Chorążym naszej ekipy był Tadek Kwapień, narciarz. Wśród oficjeli zapamiętałem Zygmunta Bielczyka, młodego naukowca, profesora rodem z Nowego Sącza, założyciela Muzeum Nart w Piwnicznej. Mimo odczuwanej już odwilży politycznej, prym w ekipie wiedli „opiekunowie”. Żył jeszcze Bierut, a do przełomowego października dzieliło nas jeszcze 10 miesięcy. „Opiekunowie” martwili się, że ktoś z nas nawieje. Chodzili za nami krok w krok. Nie wolno nam było np. podawać prywatnych adresów, proszeni przez dziewczyny na potańcówkach pisaliśmy adres komitetu olimpijskiego, Warszawa, Aleja Róż. Jedna Helga zapisując kontakty z przystojnymi Polakami dziwiła się potem: co wy wszyscy w jednym domu mieszkacie? – Takich opowieści słuchało się z otwartą buzią.
– Motocykle to było moje życie – mówił kiedyś Józef Szymański. – „Fruwanie” na nich bardzo się przydało w saneczkarstwie. Jazda na bobslejach i sankach to szybkość, dobrze ponad 100 km/h, a człowiek, jak wiesz był ubrany dość skromnie, nawet w zimie. Żeby przełamać w sobie prędkość jeździłem jak oszalały na motorach, a że na drogach było pusto, to sobie pozwalałem na więcej. Ile ja motorów zajeździłem, nie zliczę?. Jednak dzięki temu szybka jazda po torach lodowych nie była dla mnie niczym nadzwyczajnym.
Był zawsze chętnym by pomagać innym. Ilu młodych ludzi trafiało do niego z problemami technicznymi swoich motocykli, motorowerów, tylko o wiedział. Wszystkiemu zaradził. Będzie go bardzo brakowało, jego uśmiechu i radości z życia. Cześć Jego pamięci!!!
Na zdjęciu: Pierwszy z lewej – Józef Szymański, Jerzy Leszczyński, Michał Jasnosz – prezes Polskiego Związku Sportów Sanczekowych – podczas wręczenia odznaki Za Zasługi dla Sportu.