Pożegnaliśmy „Miśka”

Opublikowany przez

Na cmentarzu komunalnym w Nowym Sączu odbył się pogrzeb Jerzego Leśniaka „Miśka”, saneczkarza. W jego ostatniej drodze towarzyszyła mu rodzina oraz koledzy, z którymi ścigał się na torze, choć swoich sił próbował też na kajakach z bratem Zbyszkiem.

„Misiek” był osobą niezwykłą. Zawsze roześmiany, skory do żartów. Wyróżniał się nie tylko odwagą, co w saneczkarstwie jest niezbędne, ale również fantastyczną sprawnością fizyczną. Jeździł głównie w dwójce, a jego partnerem był Jerzy Stachurski. Anegdot z nim związanych jest wiele. „Kiedyś mieliśmy zgrupowanie w Krynicy przed ważnymi zawodami. Wstawaliśmy bardzo wcześnie, ale ze spaniem bywało różnie. Po treningach, już po kolacji poprosiliśmy trenera Ryszarda Gurbowicza, aby puścił nas na jakiś czas, na miasto. Pozwolił, ale było przykazanie, że o godz. 22.00 wszyscy mają być na miejscu. O rzeczonej godzinie pojawili się prawie wszyscy. Nie było Miśka i jeszcze jednego zawodnika. Kiedy wybiła 22 trener z kierownikiem zespołu wszyli na korytarz z zegarkiem w ręce i czekali. Po jakimś czasie panowie weszli. Trener spojrzał, pokazał czasomierz i powiedział – 50. Ależ trenerze – teraz 100, to dużo, to poproszę o 150 pompek. Nie muszę dodawać, że wszyscy zawodnicy wyszli z pokojów i głośno odliczali. Misiek dopompował do końca, jego kolega padł na 100”.
Na torze też nie było zmiłuj. Jazda na całego, byle szybciej. W Mistrzostwa Polski zajął 4 miejsce, a medalu zabrakło ułamka sekundy.
Teraz odszedł na wieczną wartę, a na niebieskim torze czekali na niego m.in. Heniek Sarata i Jarek Bodniewicz.
Cześć jego pamięci.