Bardzo często trenera Sandecji Radosława Mroczkowskiego można spotkać na meczach rezerw pierwszego zespołu.
– Przyszedł pan na mecz rezerw, czyli po spotkaniu w Olsztynie pozostały już tylko wspomnienia?
– I tak i nie – mówi Radosław Mroczkowski. – Będziemy jeszcze analizować to spotkanie. A sam wynik jest sprawiedliwy. W pierwszej połowie byliśmy zespołem, który zbytnio dał się zepchnąć do defensywy, musieliśmy wybronić wiele stałych fragmentów rywali, co nie było łatwe. Po przerwie funkcjonowaliśmy zdecydowanie lepiej, choć zabrakło groźnych sytuacji. To był taki mecz, że kto zdobyłby bramkę, ten miał szanse na końcowe zwycięstwo.
– To był kolejny mecz, w którym musiał pan eksperymentować z obroną.
– W tej część sezonu przytrafiają się kontuzje, stąd np. nieobecność Szufryna. To także spora liczba kartek, a powoduje, że niektórzy piłkarze nie mogą grać. W Olsztynie na prawej obronie wystawiłem Danka. Złapał żółtą kartkę i rywale zaczęli grać na niego i musiałem go zmienić, by nie przytrafiła się czerwona.
– Była szansa na pełny sukces?
– Zawsze jest, ale tak naprawdę to w tym meczu mieliśmy trzy dobre sytuacje, ale żadnej nie wykorzystaliśmy. W spotkaniu z Chojnicami oddaliśmy 12 strzałów na bramkę rywali, w tym 7 celnych. Na dziś brakuje nam w ataku bramkostrzelnego zawodnika.
– Przyglądał się pan rezerwom, bo?
– Przede wszystkim lubię wiedzieć co się dzieje na zapleczu. W meczu przeciwko Olimpii zagrało kilku zawodników z pierwszego zespołu, którzy ostatnio mnie występowali: Szeliga, Smoleń, Piszczek, Słaby. Ponadto w rezerwach jest piłkarz, który mnie interesuje. Może niedługo dołączy do pierwszego zespołu.